piątek, 16 listopada 2018

PERFUMY GIVENCHY L'INTERDIT EDP - MOJA OPINIA

 Dziś kilka słów o nowości, która pojawiła się w naszych perfumeriach - kolejnej odsłonie zapachu L'interdit od Givenchy. Sprzedawczyni w perfumerii Douglas pięknie opowiedziała historię, która stoi za tym zapachem...i kupiłam pod wpływem impulsu. Gdy zaczęłam głębiej dociekać i czytać, historia ta nie wydawała mi się już tak piękna. Jednak samego zakupu nie żałuję. 

Najpierw o samym zapachu. Jest zbudowany na zasadzie ogromnego kontrastu. Na wejściu niemal każdy czuje słodkie i wyraziste poziomki - cudowne wręcz, choć wcale nie ma ich w składzie! A po chwili owoce te znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i zapach zaczyna przechodzić w dużo bardziej wytrwany i dojrzały. Powoli wyłania się kwiat pomarańczy, tuberoza, jaśmin, a na samym końcu  wg mnie zostają: mieszanka karmelu, paczuli oraz wetywerii. Na pewno jest to zapach na jesień i zimę, ponieważ wykończenie jest dość ciężkie. Mimo że nie jest to typowy dusiciel, to jest dość wytrwany, stonowany, a nawet w końcówce męski. Na pewno można też o nim powiedzieć, że jest otulający, wyrafinowany i elegancki. Zwraca na siebie uwagę i jest dość wyjątkowy. 

Zarówno na ubraniach, jak i na skórze utrzymuje się długo. Co dziwne, na wstążeczce zapachowej, którą przygotowała mi pani w Douglasie zapach wyczuwalny jest już ponad tydzień. Ma też dużą projekcję - wyczuwalny jest na kilka metrów, choć nie jest agresywny, gdy zaaplikujemy rozsądną ilość.  

To, co sprawia mi największą przyjemność, to buteleczka. Mimo że szklana, to wydaje się, że jest wręcz miękka. Cudownie leży w dłoni, jest pięknie wykończona i wykonana z dbałością o każdy szczegół. Przy otwieraniu zaskoczyło mnie czerwone wnętrze kartonika, ponieważ czerwień nie pasuje ani do samego zapachu, ani do kampanii reklamowej, jednak widzę tu analogię do zaskakującej poziomki w pierwszym zetknięciu z tą kompozycją. 










A propos historii, która stoi za tym zapachem... perfumy zostały stworzone w 1957 dla Audrey Hepburn i doczekały się na przestrzeni lat wielu reinterpretacji. A oto, czego dowiedziałam się w perfumerii, choć nie wiem, czy nie jest to historia lekko ubarwiona: Hubert de Givenchy był zakochany w pięknej gwieździe kina angielskiego i stworzył dla niej perfumy, które nigdy miały nie ujrzeć światła dziennego dla mas. Sama nazwa bardzo koresponduje z tą "tajemnicą", bowiem L'intedit oznacza "zabronione, zakazane", a w wolnym tłumaczeniu "tylko dla Ciebie". Hubert nazywany był wielkim przyjacielem aktorki, jednak nie brakuje głosów twierdzących, że łączyło ich coś więcej. Wielu osobom zależało na tym, by perfumy te "opublikować". Zgoda została wydana z takim jednak zastrzeżeniem, że nie może być to oryginał stworzony dla Audrey, tylko kompozycja zbliżona, ze zmienionymi niektórymi składnikami. Do dziś jednak oficjalnie nie wiadomo, które to składniki zostały zmienione. 

7 komentarzy:

  1. Now I want to try it out! Thanks for the review!
    Many thanks for your kind comment on my blog. Do you want to follow each other?
    xx from Bavaria/Germany, Rena
    www.dressedwithsoul.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you so so much :))
      How kind of you!
      I would love to follow you !
      Stay best Rena :*

      Usuń
  2. Nie miałam okazji poznać tego zapachu, ale przy okazji wizyty w perfumerii na pewno powącham.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam tego zapachu, ale flakon mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubie paczulę w składzie perfum, więc na pewno by mi się spodobały :) muszę poznać ten zapach!

    OdpowiedzUsuń

NOCNA PIĘLĘGNACJA

Wieczorna pielęgnacja wydaje mi się przyjemniejsza niż poranna ze względu na brak pośpiechu i spokój, który jej towarzyszy.  Pokażę Wam k...